Wjeżdżam do Dąbrowy: od Będzina albo od Makro,
od północy, od wschodu, albo od Zagórza przez
Aleję Róż. O tak, ten wjazd przez Aleję Róż chyba najbardziej
charakterystyczny, bo droga jakby reprezentacyjna:
trawa skoszona, rabatki wyplewione, krzewy
przystrzyżone. Widać, że komuś zależy, że dbają…
Problem tylko, że te bratki i rabatki trudno dostrzec,
bo przesłania je: blacha, folia, hasło, logo, słupek,
na słupku tabliczka, bilbord, na bilbordzie obrazek,
zęby w uśmiechu, facet rozebrany, samochód do
naprawy.
Aleja Róż, od tablicy z nazwą miasta do skrzyżowania
z ulicą Królowej Jadwigi, ma ok. 550 metrów.
Na tej długości po obu stronach zachęca, namawia,
sugeruje i informuje 9 dużych tablic typu bilbord,
w tym dwie świecące i jedna przez cały czas migocząca, 13 tablic wisi na słupach oświetleniowych, 9 tabliczek
stoi na dwóch nogach, 14 na nóżce pojedynczej.
Razem 46 reklam, a więc średnio jedna reklama co
12 metrów. Tyle, że to dopiero początek, przedsmak
tego, co mnie czeka. Ruszam w miasto.
Podejmuję spacer ulicą 3 Maja. Krok za krokiem idę,
centralnie, bo to centrum (chyba?), dookoła się rozglądam. Od skrzyżowania z ul. Sobieskiego do skrzyżowania
z ul. Dąbrowskiego jest 500 metrów. I wchodzę w ten
półkilometrowy obskurny majak, chaos nieopisany, po
jednej i drugiej stronie ulicy: poustawiany, poobklejany,
ponawieszany. Zanurzam się w morzu barwnego badziewia,
co się stłoczyło, skłębiło i ścieka po ścianach,
po szybach, po słupach, dachach, schodach, płotach,
po wszystkim. Liczę: 58 tabliczek, 84 szyldy kolorowe,
11 tablic typu bilbord, 72 banery do ścian przywiązane.
Nie liczę: szyb całych zaklejonych, potykaczy przed
sklepy powywlekanych, plakatów, wlepek, ulotek na
taśmę do drzwi przymocowanych, na okna, słupki, na
rynny. I ten dobór materiałów – jeśli blacha, to najtańsza, jeśli folia, to najbardziej jaskrawa. Żadnych subtelności
– tylko wrzask! Przekrzykują się te wszystkie
„skupy-sprzedaże”, „console”, „okazje”, „alkohole 24h”,
„kredyty od ręki”, „złoto, srebro, zegarki”, „super raty”
i „wyjątkowe bielizny”, a ja oczy zamykam, bo już patrzeć
nie mogę.
A przecież takich miejsc, jak ul. 3 Maja, jest w Dąbrowie więcej. Dlatego niniejszy felieton zilustrowałem
antypocztówką z pozdrowieniami z miasta,
którego nie widać spod reklam, szyldów, stojaków
i plakatów.
Gmina ma prawne możliwości poprawy estetyki
w przestrzeni publicznej w oparciu o ustawę krajobrazową
z 24 kwietnia 2015 roku. Czas najwyższy, by
zacząć je wprowadzać. Jednak tzw. metody administracyjne
nie pomogą bez przekonania mieszkańców,
zarządów wspólnot mieszkaniowych i prywatnych
właścicieli budynków, że przestrzeń publiczna jest
dobrem, o które trzeba dbać. Chodzi o wypracowanie
katalogu dobrych praktyk, o znalezienie kompromisu
pomiędzy potrzebami reklamowymi a estetyką. Jeśli
za oknem widzimy drzewo, uporządkowaną fasadę
sąsiedniego budynku, czujemy się lepiej, niż wówczas,
gdy wszelki widok zaśmiecają nam wyprzedaże i okazje. Jak pisze Charles Montgomery w książce
„Miasto szczęśliwe”, większość rzeczy, jakie ludzie
kupują w sklepach, daje im wielką satysfakcję w momencie
zakupu, po kilku dniach ta satysfakcja zaczyna
się zmniejszać, by z czasem ulotnić się zupełnie.
Natomiast dobra przestrzeń publiczna jest czymś
w rodzaju magicznego dobrodziejstwa, gdyż pozostaje
nieustannym źródłem zadowolenia.
Foto, 18 listopada 2016.
Dąbrowa Górnicza, ulice: 3 Maja, Stefana Okrzei, Juliusza Kedena-Bandrowskiego, Królowej Jadwigi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz