piątek, 16 kwietnia 2021

Maszyna do mieszkania kontra człowiek

 

80% dąbrowian mieszka na 10% powierzchni miasta. Większość z nich w blokach. Dąbrowskie bloki wydają się wszechobecne, stoją samotnie albo tworzą zwarte kwartały. Zwykle są otoczone parkingami i trawnikami oraz chaotycznymi zlepkami chodników, kwietników i kostki brukowej. Projektowano je, by jak najszybciej dostarczyć nowe mieszkania dla dynamicznie rozwijającej się w latach 70. i 80. populacji Dąbrowy. W tym sensie wydawały się „racjonalną” decyzją podjętą przez budowniczych miasta dla Huty Katowice. Za tym argumentem przemawiać może i to, że podobne budynki stoją na całym świecie. Ale naprawdę wszechobecne są w Rosji i wszystkich byłych republikach sowieckich, od estońskiego Tallina, po Taszkient w Uzbekistanie. W byłym NRD nazywane są Plattenbauten, na Węgrzech mieszka w nich jedna piąta ludności kraju, polskim rekordzistą jest zamieszkiwany przez 6 tysięcy ludzi gdański „falowiec”, wysoki na dziesięć pięter, ma prawie kilometr długości.

Co zdumiewające, ich rozprzestrzenianie się można przypisać wpływowi jednego człowieka – jeszcze kilka dekad temu dość powszechnie uznawanego za proroka, którego nieprawdopodobna wizja ukształtowała nasz świat. Był synem szwajcarskiego zegarmistrza, nazywał się Charles-Édouard Jeanneret-Gris, z czasem zaczął się posługiwać pseudonimem Le Corbusier. Nie lubił jemu współczesnych miast. Chciał je zlikwidować i zastąpić uporządkowaną i geometryczną matrycą miasta godną „nowego człowieka” epoki maszyn. Jak przekonywał „krzywa ulica to ścieżka dla osłów, prosta ulica to droga dla ludzi”.* Już w roku 1925 nie zawahał się zaproponować wyburzenia dużej części historycznego serca Paryża i wybudowania w jego miejscu kilkudziesięciu olbrzymich 60-piętrowych biurowców dla 400 tysięcy urzędników. Wokół miały stanąć setki połączonych ze sobą, linearnie ułożonych bloków z wielkiej płyty. Cały plan poprzecinany był oddzielnymi drogami szybkiego ruchu, oddając miasto pod panowanie samochodów. Le Corbusier je uwielbiał. Wspomniany plan nazwał Plan Voisin, od nazwiska francuskiego producenta samochodów. Mimo usilnych starań Le Corbusier nie znalazł nikogo, kto zechciałby sfinansować jego wizję. W przypływie frustracji w latach 30. zwrócił się więc do Związku Sowieckiego i podobne rozwiązanie zaprojektował dla Moskwy. Nazwał to Miastem Promiennym i zadedykował „władzy”, co wyraźnie wskazuje, że zdawał sobie sprawę, jak niszczycielską siłę trzeba zastosować, by spełnić swoje marzenia. Ale Rosjanie byli wówczas pochłonięci innym wyniszczającym zajęciem – czyli mordowaniem się nawzajem – i pomysł Corbusiera odłożyli na półkę. Do czasu. Bo jednak dali się uwieść. Po pierwsze – podziałowi miast na cztery strefy „funkcjonalne”: przeznaczone do mieszkania, pracy, wypoczynku i transportu, po drugie – założeniu, że na każdego mieszkańca powinno przypadać dokładnie tyle metrów, ile wynosił rozmiar standardowej celi dla mnichów, które Le Corbusier podziwiał w klasztorze na greckiej górze Athos. Gdy zakończyła się II Wojna Światowa, Europa stanęła przed wielkim problemem do rozwiązania: odbudować miasta i w maksymalnie wydajny sposób zapewnić mieszkania ludziom bez dachu nad głową. Z tej potrzeby powstał pierwszy blok mieszkalny na świecie – stojąca w Marsylii corbusierowska „maszyna do mieszkania”, ogromna, pozioma budowla dla tysiąca pięciuset osób. W całości została oparta na naukowym modelu funkcjonowania człowieka w przestrzeni fizycznej, nazwanym przez Le Corbusiera Modulorem. Była to postać mężczyzny z jedną ręką uniesioną nad głową, mierząca dwa metry dwadzieścia sześć centymetrów. Do tej ulepszonej wersji człowieka architekt dopasował całą resztę. Każda klatka schodowa, każdy pokój, a nawet rozmieszczenie blatów w kuchni dostosowane były do Modulora. Jak czytamy w biografii „Le Corbusier. Architekt jutra”, drobiazgowo spisane procedury dość szybko zderzyły się z tym, jak ludzie naprawdę żyją.

Użytkownicy budynków architekta skarżyli się, że korytarze i drzwi były zbyt wąskie, pokoje za ciasne, zlewy za płytkie.** Z czasem miało być jeszcze gorzej. Wyburzanie blokowiska Pruit-Igoe w Saint Louis w roku 1972 (sic!) stało się symbolem, że prawdziwi ludzie funkcjonują w przestrzeni zupełnie inaczej niż chcieli tego moderniści. Widziane z góry osiedle Pruit-Igoe było idealną kopią Miasta Promiennego, a poszczególne bloki wyraźnie nawiązywały do marsylskiej jednostki mieszkalnej Le Corbusiera. Tylko że w przeciwieństwie do założeń – osiedle okazało się powodem społecznego wykluczenia i siedliskiem przestępczości. Nic zatem dziwnego, że dziś urbanistyczny projekt Le Corbusiera uważa się za niefortunną ślepą uliczkę. Współcześni urbaniści dość powszechnie przyjmują, że wbrew jego zaleceniom, funkcje życia miejskiego powinny być wymieszane, a nie rozdzielone. Szerokie ulice zabiły życie w miastach – muszą brać pod uwagę pieszych i rowerzystów. Poszczególne dzielnice powinny być zorientowane wokół środków komunikacji publicznej, jak tramwaje i autobusy. I co najważniejsze – nie można pozwalać na odgórne planowanie i dawać wolnej ręki nawet najbardziej przekonującym wizjonerom. Za to w proces planowania należy włączać mieszkańców, by mogli mieć wpływ na kształt swego otoczenia.

* Wade Graham, Miasta wyśnione. Siedem wizji urbanistycznych, które kształtują nasz świat, Kraków 2016, str. 105.

** Anthony Flint, Le Corbusier. Architekt jutra, Warszawa 2017, str. 159.


Modulor, umowna postać człowieka przyszłości, był podstawą obliczeń Le Corbusiera. Opierając się na nim, architekt, nawiązując do reguły złotego podziału, stworzył wzorzec wzajemnych relacji między wielkościami poszczególnych elementów budowli.