piątek, 26 lipca 2019

O trawie


Telewizja kłamie. Na ekranie zwykle wygląda to tak: rodzina wychodzi z domu, ma dużo miejsca w bagażniku, więc pakuje do środka namiot, krzesła, kuchenkę turystyczną oraz psa, albo ona wsiada, on wsiada, razem wsiadają, albo już jadą, przez opustoszałe miasto albo puste zachwycające krajobrazy, góry, jeziora, kilometry płaskiego jak stół, połyskującego asfaltu, albo bezdroża gdzieś pomiędzy wzgórzami i  oceanem. Wolność ma zapach benzyny, wygląda jak SUV albo hatchback, zachwyca metalicznym lakierem, kusi promocyjną ceną. Tylko odpal, a staniesz się częścią tej wspaniałej przygody w świecie, gdzie zawsze świeci słońce tak pięknie wydobywające blask chromowanych logo. 

W rzeczywistości, o czym najłatwiej przekonać się w trakcie wakacyjnych wyjazdów, na posiadaczy czterech kółek czekają wiecznie remontowane drogi, stanie w korkach, w kolejkach po winiety, odliczanie pod dystrybutorami, i jazda… od stacji paliw do stacji paliw, od jednej bramki na autostradzie do drugiej. Nie ma opustoszałych miast, są miasta zatłoczone, wiecznie zapchane parkingi, żarłoczne parkometry i fotoradary, zawsze chętne, by zabłysnąć. Rozwiązaniem jest przypięcie do samochodu rowerów. 

W tym roku, po raz kolejny, nasze rowery okazały się bezkonkurencyjne. Pozwoliły na parkowanie poza strefami, do których samochodom nie wolno wjeżdżać bez specjalnych zezwoleń, były zwinne, gotowe do swobodnej jazdy w gęstej miejskiej zabudowie i idealne na pokonywanie bezdroży. Ale to tylko część prawdy. Całości dopełniały miasta, ewidentnie na nasze rowery przygotowane i tereny pozamiejskie, gdzie na każdym rozstaju wisiała tabliczka z oznaczeniem drogi rowerowej i odległości do najbliższego punktu orientacyjnego. Mikael Colville-Andersem w książce „Być jak Kopenhaga. Duński przepis na miasto szczęśliwe” pisze: „rower jest najważniejszym i  najpotężniejszym narzędziem do zmieniania świata na lepsze, jakim dysponujemy. Najwyższy czas, żebyśmy długo i solidnie przyjrzeli się istniejącym wzorcom. Naszym najważniejszym atutem jest fakt, że istnieją modele, z których możemy korzystać. Nie ma potrzeby wynajdywania koła na nowo, zwłaszcza jeśli to koło jest okrągłe i jeździ już od ponad stu lat”*.

Przy okazji – moim tegorocznym odkryciem samochodowo-rowerowych wojaży po Czechach, Niemczech i Francji była trawa. Trawa na poboczach, na skrzyżowaniach, długa, niekoszona, jakaś taka bałaganiarska. Jakże inna od tej, którą jeszcze niedawno gotów byłem uznawać za niepodważalny wzorzec – czyli coś pomiędzy murawą Stadionu Narodowego a polem golfowym. Widać stąd, że można inaczej – oddać drogi pieszym i rowerom, a ronda i  zieleńce bujnej przyrodzie. Widać też, że spór koncernów samochodowych z  rowerzystami i producentów kosiarek z owadami przechyla się na korzyść tych drugich. I dobrze, to lubię, a telewizji podczas urlopu nie oglądam. Co i Wam, Drodzy Czytelnicy, z dobrego serca polecam. 

* Mikael Colville-Andersem, Być jak Kopenhaga. Duński przepis na miasto szczęśliwe, Kraków 2019, str. 169.


wtorek, 2 lipca 2019

Zielony, pomarańczowy, stop!

Mniej więcej w centrum naszego miasta, jakieś 10 lat temu, wyrósł las. Składa się z 28 słupów, różnej wysokości. Te najniższe – a naliczyłem ich 14 – obwieszono światłami i żółtymi przyciskami dla pieszych. Na słupach średniej wielkości i takich z metalowym ramieniem wyciągniętym nad jezdnią też pozawieszano światła, niekiedy po dwa na jednym ramieniu, w sumie 26 zestawów. Na słupach najwyższych zatknięto kamery monitoringu, jest ich 9. Całość, mieniącą się zielonym, pomarańczowym i czerwonym, uzupełniają – i ubarwiają – słupki ze znakami drogowymi. Tych ostatnich, zaskoczony rozmiarem odkrycia, nie policzyłem. Policzyłem za to, jak długo trzeba czekać na zielone światło, by przejść z jednej strony ulicy na drugą. Wyszło mi półtorej minuty, które w czerwcowym upale dłuży się w nieskończoność. Tym bardziej, że na przejściu dla pieszych zlokalizowanym 87 metrów poniżej opisywanego miejsca tego problemu nie ma, bo nie ma świateł. Identycznie jest na przejściu dla pieszych położonym 150 metrów powyżej. Tam też nie zamontowano sygnalizacji świetlnej, a to sygnał, że przejście przez jezdnię przebiega zdecydowanie sprawniej.

Światła z najbardziej ruchliwych skrzyżowań ostatnio wyeliminowano w Sosnowcu. Mnie osobiście najbardziej cieszy ich brak wokół sosnowieckiego ślimaka. Dawno temu, jako świeżo upieczony kierowca srebrnego cinquecento, zaliczyłem w tym miejscu stłuczkę. Powodem było czerwone światło, które jakoś tak nagle się przede mną zaświeciło. Wyhamowałem. Jadący za mną autobus tego nie zrobił. 11 sygnalizacji świetlnych zlikwidowano też w centrum Krakowa. Na Kongresie Regionów opowiadał o tym Łukasz Franek, dyrektor krakowskiego Zarządu Transportu Publicznego. – Początkowo wyglądało to niepokojąco, ludzie podjeżdżali lub podchodzili do dobrze znanego skrzyżowania i nie bardzo wiedzieli, co ze sobą zrobić. Ale ten chaos po niedługim czasie przekształcił się w harmonię. Teraz wszyscy: piesi, tramwaje, auta, na równych prawach korzystają z przestrzeni. Co więcej – ruch stał się bardziej płynny. Przy czym tu nie chodzi tylko o mobilność, a o przestrzeń. Chcemy zapewnić ulice, po których da się przemieszczać, ale też wyjść z psem, z dziećmi, posiedzieć na ławce – mówił dyrektor ZTP. Jednocześnie przypominał, że podstawa to dobry transport publiczny: w Krakowie tramwaje jeżdżą co 7,5 minuty, bo jak wyliczyli urzędnicy, wtedy pasażerowie nie sprawdzają rozkładu jazdy. Równolegle miasto chce podwyższyć opłaty parkingowe do 9 zł za godzinę. – Obecne ceny są charytatywne. Nie można bać się powiedzenia mieszkańcom, że przestrzeń w centrum kosztuje. Uporządkowaliśmy parkowanie, ograniczając 25 proc. miejsc i przeznaczając na przestrzeń publiczną – wyjaśniał Franek. – Była głośna dyskusja, były msze święte przeciwko zmianom, ale po roku większość osób jest za. Ale wróćmy do dąbrowskiego lasu słupów. Zobaczymy tu samochody, które stoją, przejeżdżają kilkanaście metrów i... znowu stoją. Zobaczymy pieszych, którzy podchodzą do słupków, dotykają żółtych pudełeczek z napisem „proszę dotknąć”, stoją, nadal stoją, więc ponownie dotykają przycisków i wreszcie przechodzą... na pas zieleni pomiędzy jedniami. Następnie podchodzą do kolejnych słupków, uprzejmie dotykają żółtych pudełeczek, po czym znowu stoją... 

To i my bądźmy uprzejmi. Światłom poustawianym pod dyktando nieżyciowych przepisów, ciemnym i wilgotnym przejściom dla pieszych, stromym kładkom, obskurnym barierkom rozsianym po całej Dąbrowie – czas podziękować.