80% dąbrowian mieszka na 10%
powierzchni miasta. Większość z nich w blokach. Dąbrowskie bloki wydają się
wszechobecne, stoją samotnie albo tworzą zwarte kwartały. Zwykle są otoczone
parkingami i trawnikami oraz chaotycznymi zlepkami chodników, kwietników i
kostki brukowej. Projektowano je, by jak najszybciej dostarczyć nowe mieszkania
dla dynamicznie rozwijającej się w latach 70. i 80. populacji
Dąbrowy. W tym sensie wydawały się „racjonalną” decyzją podjętą przez
budowniczych miasta dla Huty Katowice. Za tym argumentem przemawiać może
i to, że podobne budynki stoją na całym świecie. Ale naprawdę wszechobecne
są w Rosji i wszystkich byłych republikach sowieckich, od estońskiego
Tallina, po Taszkient w Uzbekistanie. W byłym NRD nazywane są
Plattenbauten, na Węgrzech mieszka w nich jedna piąta ludności kraju,
polskim rekordzistą jest zamieszkiwany przez 6 tysięcy ludzi gdański
„falowiec”, wysoki na dziesięć pięter, ma prawie kilometr długości.
Co zdumiewające, ich
rozprzestrzenianie się można przypisać wpływowi jednego człowieka – jeszcze
kilka dekad temu dość powszechnie uznawanego za proroka, którego
nieprawdopodobna wizja ukształtowała nasz świat. Był synem szwajcarskiego
zegarmistrza, nazywał się Charles-Édouard Jeanneret-Gris, z czasem zaczął
się posługiwać pseudonimem Le Corbusier. Nie lubił jemu współczesnych
miast. Chciał je zlikwidować i zastąpić uporządkowaną i geometryczną matrycą
miasta godną „nowego człowieka” epoki maszyn. Jak przekonywał „krzywa ulica to
ścieżka dla osłów, prosta ulica to droga dla ludzi”.* Już w roku 1925 nie
zawahał się zaproponować wyburzenia dużej części historycznego serca Paryża i wybudowania
w jego miejscu kilkudziesięciu olbrzymich 60-piętrowych biurowców dla 400
tysięcy urzędników. Wokół miały stanąć setki połączonych ze sobą, linearnie
ułożonych bloków z wielkiej płyty. Cały plan poprzecinany był oddzielnymi
drogami szybkiego ruchu, oddając miasto pod panowanie samochodów. Le Corbusier
je uwielbiał. Wspomniany plan nazwał Plan Voisin, od nazwiska francuskiego
producenta samochodów. Mimo usilnych starań Le Corbusier nie znalazł nikogo,
kto zechciałby sfinansować jego wizję. W przypływie frustracji
w latach 30. zwrócił się więc do Związku Sowieckiego i podobne rozwiązanie
zaprojektował dla Moskwy. Nazwał to Miastem Promiennym i zadedykował
„władzy”, co wyraźnie wskazuje, że zdawał sobie sprawę, jak niszczycielską siłę
trzeba zastosować, by spełnić swoje marzenia. Ale Rosjanie byli wówczas
pochłonięci innym wyniszczającym zajęciem – czyli mordowaniem się nawzajem –
i pomysł Corbusiera odłożyli na półkę. Do czasu. Bo jednak dali się
uwieść. Po pierwsze – podziałowi miast na cztery strefy „funkcjonalne”:
przeznaczone do mieszkania, pracy, wypoczynku i transportu, po drugie –
założeniu, że na każdego mieszkańca powinno przypadać dokładnie tyle metrów,
ile wynosił rozmiar standardowej celi dla mnichów, które Le Corbusier podziwiał
w klasztorze na greckiej górze Athos. Gdy zakończyła się II Wojna
Światowa, Europa stanęła przed wielkim problemem do rozwiązania: odbudować
miasta i w maksymalnie wydajny sposób zapewnić mieszkania ludziom bez dachu nad
głową. Z tej potrzeby powstał pierwszy blok mieszkalny na świecie – stojąca
w Marsylii corbusierowska „maszyna do mieszkania”, ogromna, pozioma
budowla dla tysiąca pięciuset osób. W całości została oparta na naukowym
modelu funkcjonowania człowieka w przestrzeni fizycznej, nazwanym przez Le
Corbusiera Modulorem. Była to postać mężczyzny z jedną ręką uniesioną nad
głową, mierząca dwa metry dwadzieścia sześć centymetrów. Do tej ulepszonej
wersji człowieka architekt dopasował całą resztę. Każda klatka schodowa, każdy
pokój, a nawet rozmieszczenie blatów w kuchni dostosowane były do
Modulora. Jak czytamy w biografii „Le Corbusier. Architekt jutra”, drobiazgowo
spisane procedury dość szybko zderzyły się z tym, jak ludzie naprawdę żyją.
Użytkownicy budynków architekta
skarżyli się, że korytarze i drzwi były zbyt wąskie, pokoje za ciasne,
zlewy za płytkie.** Z czasem miało być jeszcze gorzej. Wyburzanie
blokowiska Pruit-Igoe w Saint Louis w roku 1972 (sic!) stało się symbolem, że
prawdziwi ludzie funkcjonują w przestrzeni zupełnie inaczej niż chcieli
tego moderniści. Widziane z góry osiedle Pruit-Igoe było idealną kopią Miasta
Promiennego, a poszczególne bloki wyraźnie nawiązywały do marsylskiej
jednostki mieszkalnej Le Corbusiera. Tylko że w przeciwieństwie do założeń
– osiedle okazało się powodem społecznego wykluczenia i siedliskiem
przestępczości. Nic zatem dziwnego, że dziś urbanistyczny projekt Le Corbusiera
uważa się za niefortunną ślepą uliczkę. Współcześni urbaniści dość powszechnie
przyjmują, że wbrew jego zaleceniom, funkcje życia miejskiego powinny być
wymieszane, a nie rozdzielone. Szerokie ulice zabiły życie w miastach
– muszą brać pod uwagę pieszych i rowerzystów. Poszczególne dzielnice
powinny być zorientowane wokół środków komunikacji publicznej, jak tramwaje
i autobusy. I co najważniejsze – nie można pozwalać na odgórne
planowanie i dawać wolnej ręki nawet najbardziej przekonującym wizjonerom.
Za to w proces planowania należy włączać mieszkańców, by mogli mieć wpływ
na kształt swego otoczenia.
* Wade Graham, Miasta wyśnione. Siedem
wizji urbanistycznych, które kształtują nasz świat, Kraków 2016, str. 105.
** Anthony Flint, Le Corbusier. Architekt jutra, Warszawa 2017, str. 159.
Modulor, umowna postać człowieka przyszłości, był podstawą obliczeń Le Corbusiera. Opierając się na nim, architekt, nawiązując do reguły złotego podziału, stworzył wzorzec wzajemnych relacji między wielkościami poszczególnych elementów budowli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz