poniedziałek, 20 lutego 2017

Szczęście w zielonym kolorze

Będzie zielono, jak świąteczna choinka, Zielona Mobilność, logo Dąbrowy Górniczej i okładka książki „Miasto szczęśliwe”, której autor, Charles Montgomery, na ponad pięciuset stronach próbuje znaleźć odpowiedź na pytanie: Jak zmienić nasze miasta, by ich mieszkańcy czuli się szczęśliwi?

Nietrudno zauważyć, że dla odpowiedzi na powyższe pytanie przynajmniej dwie kwestie wymagają dokładnego sprecyzowania. Po pierwsze – czym jest miasto? Po wtóre – czym jest szczęście? Montgomery od tych kwestii nie ucieka, wytrwale analizując rozwój miast i wszystkie możliwe aspekty szczęścia – od filozoficznych po statystyczne. W efekcie dochodzi do dwóch kluczowych stwierdzeń, że miasto jest naszym wspólnym przedsięwzięciem oraz że najtrwalszym fundamentem szczęścia są silne i pozytywne relacje międzyludzkie.

Tymczasem, jak wynika z badań socjologicznych, z każdym rokiem ludzie stają się coraz bardziej samotni. W roku 1985 przeciętny Amerykanin twierdził, że ma trzy osoby, którym może ufać w ważnych dla niego sprawach. Do roku 2004 ta liczba skurczyła się do dwóch osób i nigdy już nie odzyskała poprzednich rozmiarów. Obecnie niemal połowa twierdzi, że nie ma nikogo, komu mogłaby zaufać lub, że ma tylko jedną taką osobę. Biorąc pod uwagę, że badania te dotyczyły także członków najbliższej rodziny, mamy do czynienia z wynikiem wręcz zatrważającym. Nie łudźmy się, w  Polsce nie jest inaczej. Procesy, które pustoszą amerykańskie życie społeczne, dawno już dotarły do nas i przynoszą podobne rezultaty. Polacy też zdecydowanie rzadziej zapraszają przyjaciół na kolacje, tracą kontakt z lokalną społecznością i najbliższym otoczeniem, coraz mniej ufają innym osobom i instytucjom. Także wokół dąbrowskich bloków coraz mniej jest życia i sąsiedzkiej uprzejmości.

A przecież zanim blok, w którym dziś mieszkają moi rodzice, pomalowano według gustu zarządu wspólnoty, zanim, kosztem trawników, powiększono parking, co – wbrew oczekiwaniom mieszkańców – nie zmniejszyło problemów z parkowaniem, zanim wycięto większość drzew, zanim pozamykano klatki schodowe, usunięto spisy lokatorów i  zagrodzono wejścia do piwnic, dąbrowianie żyli bliżej siebie. To było wtedy, gdy trawa nie miała łatwo, bo gdzie się tylko dało i  kiedy się tylko dało, graliśmy w  nogę, kopiąc „w  jednego” albo do dwóch bramek – od drzewa do żywopłotu, wydeptując ją do żywego. Przed blokiem stało kilka samochodów, chętnie pucowanych przez właścicieli w asyście sąsiadów zawsze chętnych do udzielenia technicznej porady. To było w czasach rzeczywistej solidarności, nie tylko tej zwróconej przeciwko komunistycznemu reżimowi, ale i otwartej na spotkanie, rozmowę, współpracę. Pewnie idealizuję, prawem człowieka po czterdziestce, ale nie o to tutaj chodzi. Chodzi o wspomnienia, w których pełno sąsiadów, znanych z imienia i nazwiska, przypadkowych spotkań i całego bagażu doświadczeń wynikających z nieustannego niemal przebywania na zewnątrz domu.

Aż dotarliśmy do współczesności. Znamienne, że słowo „społeczność” obecnie coraz częściej odnosi się do grup ludzi używających w komunikacji tych samych mediów lub lubiących ten sam produkt, bez względu na to, czy ich członkowie kiedykolwiek spotkali się w tzw. realu. Jednocześnie rośnie sterta badań dostarczających wciąż nowych dowodów, że relacje internetowe są dalekie od tych, które mają charakter osobisty. Dowiedziono np. że pisząc do siebie, ludzie okłamują się zdecydowanie częściej niż wówczas, gdy do siebie mówią. A przecież to internetowe życie jest dzisiaj podstawowym punktem odniesienia dla większości dąbrowskiej młodzieży.

Pozostaje więc pytanie: Czy możemy zbudować lub odbudować przestrzenie miejskie w taki sposób, by umożliwić wzrost zaufania, zarówno pomiędzy znajomymi, jak i obcymi sobie ludźmi? Odpowiedź jest jednoznaczna – tak, potrafimy to zrobić. Przykładów jest aż nadto. Rośnie liczba miast, w których przywraca się właściwy porządek świata, regulując przepisy dotyczące korzystania ze wspólnej przestrzeni, troszcząc się o równowagę wszystkich uczestników ruchu drogowego i ich bezpieczeństwo, rewitalizując ulice i place oraz – bo przecież miało być o zieleni – tak kształtując miasta, by każdemu zapewniały regularny kontakt z naturą.

Okazuje się bowiem, że im mniej zieleni w danym środowisku, tym więcej napadów, pobić, rabunków i  morderstw. Wbrew obiegowej opinii, że krzewy i drzewa służą zbirom jako miejsce ukrycia, pozbawianie człowieka kontaktu z przyrodą jest nie tylko niezdrowe, ale i niebezpieczne. Z drugiej strony – badania wykazują, że ludzie żyjący w pobliżu terenów zielonych częściej zapraszają innych do siebie na spotkania towarzyskie, są bardziej życzliwi i skłonni do pomocy. Bo przyroda nie tylko jest dla nas dobra, lecz także wydobywa z nas samych to, co najlepsze.

Przy czym kluczowe znaczenie dla zdrowego życia ma nie tyle ilość zieleni, co raczej regularny kontakt z  naturą i  serwowanie jej w codziennych dawkach. Oznacza to, że musimy wbudować naturę w  miasto i nasze życie w nim. Potrzebujemy parków, ale potrzebujemy także skwerów średniej wielkości, osiedlowych ogródków, dostępnych pasów zieleni, roślin w donicach i zielonych murów porośniętych pnączami. I jeszcze jednego – też w zielonym kolorze – potrzebujemy nadziei, że zmieniając Dąbrowę, możemy zmienić sposób postrzegania i traktowania innych ludzi, a tym samym uczynić nasze życie szczęśliwszym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz