Będzie zielono, jak świąteczna choinka, Zielona
Mobilność, logo Dąbrowy Górniczej i okładka książki
„Miasto szczęśliwe”, której autor, Charles Montgomery,
na ponad pięciuset stronach próbuje znaleźć odpowiedź
na pytanie: Jak zmienić nasze miasta, by ich
mieszkańcy czuli się szczęśliwi?
Nietrudno zauważyć, że dla odpowiedzi na powyższe
pytanie przynajmniej dwie kwestie wymagają dokładnego
sprecyzowania. Po pierwsze – czym jest miasto?
Po wtóre – czym jest szczęście? Montgomery od tych
kwestii nie ucieka, wytrwale analizując rozwój miast
i wszystkie możliwe aspekty szczęścia – od filozoficznych
po statystyczne. W efekcie dochodzi do dwóch kluczowych
stwierdzeń, że miasto jest naszym wspólnym
przedsięwzięciem oraz że najtrwalszym fundamentem
szczęścia są silne i pozytywne relacje międzyludzkie.
Tymczasem, jak wynika z badań socjologicznych,
z każdym rokiem ludzie stają się coraz bardziej samotni.
W roku 1985 przeciętny Amerykanin twierdził,
że ma trzy osoby, którym może ufać w ważnych
dla niego sprawach. Do roku 2004 ta liczba skurczyła
się do dwóch osób i nigdy już nie odzyskała
poprzednich rozmiarów. Obecnie niemal połowa
twierdzi, że nie ma nikogo, komu mogłaby zaufać
lub, że ma tylko jedną taką osobę. Biorąc pod uwagę,
że badania te dotyczyły także członków najbliższej rodziny, mamy do czynienia z wynikiem wręcz
zatrważającym. Nie łudźmy się, w Polsce nie jest
inaczej. Procesy, które pustoszą amerykańskie życie
społeczne, dawno już dotarły do nas i przynoszą podobne
rezultaty. Polacy też zdecydowanie rzadziej
zapraszają przyjaciół na kolacje, tracą kontakt z lokalną
społecznością i najbliższym otoczeniem, coraz
mniej ufają innym osobom i instytucjom. Także
wokół dąbrowskich bloków coraz mniej jest życia
i sąsiedzkiej uprzejmości.
A przecież zanim blok, w którym dziś mieszkają moi
rodzice, pomalowano według gustu zarządu wspólnoty,
zanim, kosztem trawników, powiększono parking,
co – wbrew oczekiwaniom mieszkańców – nie zmniejszyło
problemów z parkowaniem, zanim wycięto większość
drzew, zanim pozamykano klatki schodowe, usunięto
spisy lokatorów i zagrodzono wejścia do piwnic,
dąbrowianie żyli bliżej siebie. To było wtedy, gdy trawa
nie miała łatwo, bo gdzie się tylko dało i kiedy się tylko
dało, graliśmy w nogę, kopiąc „w jednego” albo do
dwóch bramek – od drzewa do żywopłotu, wydeptując ją
do żywego. Przed blokiem stało kilka samochodów, chętnie
pucowanych przez właścicieli w asyście sąsiadów zawsze
chętnych do udzielenia technicznej porady. To było
w czasach rzeczywistej solidarności, nie tylko tej zwróconej
przeciwko komunistycznemu reżimowi, ale i otwartej
na spotkanie, rozmowę, współpracę. Pewnie idealizuję,
prawem człowieka po czterdziestce, ale nie o to tutaj chodzi.
Chodzi o wspomnienia, w których pełno sąsiadów,
znanych z imienia i nazwiska, przypadkowych spotkań
i całego bagażu doświadczeń wynikających z nieustannego
niemal przebywania na zewnątrz domu.
Aż dotarliśmy do współczesności. Znamienne, że słowo
„społeczność” obecnie coraz częściej odnosi się do
grup ludzi używających w komunikacji tych samych
mediów lub lubiących ten sam produkt, bez względu na
to, czy ich członkowie kiedykolwiek spotkali się w tzw.
realu. Jednocześnie rośnie sterta badań dostarczających
wciąż nowych dowodów, że relacje internetowe są dalekie
od tych, które mają charakter osobisty. Dowiedziono
np. że pisząc do siebie, ludzie okłamują się zdecydowanie
częściej niż wówczas, gdy do siebie mówią. A przecież to
internetowe życie jest dzisiaj podstawowym punktem
odniesienia dla większości dąbrowskiej młodzieży.
Pozostaje więc pytanie: Czy możemy zbudować lub odbudować
przestrzenie miejskie w taki sposób, by umożliwić wzrost zaufania, zarówno pomiędzy znajomymi,
jak i obcymi sobie ludźmi? Odpowiedź jest jednoznaczna
– tak, potrafimy to zrobić. Przykładów jest aż nadto.
Rośnie liczba miast, w których przywraca się właściwy
porządek świata, regulując przepisy dotyczące korzystania
ze wspólnej przestrzeni, troszcząc się o równowagę
wszystkich uczestników ruchu drogowego i ich bezpieczeństwo,
rewitalizując ulice i place oraz – bo przecież
miało być o zieleni – tak kształtując miasta, by każdemu
zapewniały regularny kontakt z naturą.
Okazuje się bowiem, że im mniej zieleni w danym
środowisku, tym więcej napadów, pobić, rabunków
i morderstw. Wbrew obiegowej opinii, że krzewy
i drzewa służą zbirom jako miejsce ukrycia, pozbawianie
człowieka kontaktu z przyrodą jest nie tylko niezdrowe,
ale i niebezpieczne. Z drugiej strony – badania
wykazują, że ludzie żyjący w pobliżu terenów zielonych
częściej zapraszają innych do siebie na spotkania
towarzyskie, są bardziej życzliwi i skłonni do pomocy.
Bo przyroda nie tylko jest dla nas dobra, lecz także wydobywa
z nas samych to, co najlepsze.
Przy czym kluczowe znaczenie dla zdrowego życia
ma nie tyle ilość zieleni, co raczej regularny kontakt
z naturą i serwowanie jej w codziennych dawkach.
Oznacza to, że musimy wbudować naturę w miasto
i nasze życie w nim. Potrzebujemy parków, ale potrzebujemy
także skwerów średniej wielkości, osiedlowych
ogródków, dostępnych pasów zieleni, roślin w donicach
i zielonych murów porośniętych pnączami. I jeszcze
jednego – też w zielonym kolorze – potrzebujemy
nadziei, że zmieniając Dąbrowę, możemy zmienić sposób
postrzegania i traktowania innych ludzi, a tym samym
uczynić nasze życie szczęśliwszym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz