Spieszę się, żeby
zawieźć córkę do przedszkola, żeby odwieźć syna ze szkoły. Spieszę się, żeby na
następnych światłach, na czerwonym, zająć pole position, żeby przed innymi być w
domu, być w sklepie, być przy kasie. Spieszę się nadać szybką paczkę, do fast
fooda, do Orlen Expressu...
Szymon Malinowski,
profesor nauk o ziemi na Wydziale Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego, wyjaśnia:
„Mamy rok 2019. Ilość zasobów, którą ludzkość zużyła od początku istnienia do połowy
lat 90., jest taka sama jak od połowy lat 90. do teraz”. Świat przyspieszył.
Jeśli temperatura planety wzrośnie o więcej niż 2 stopnie w stosunku do epoki przedprzemysłowej,
dojdzie do niekontrolowanej emisji gazów cieplarnianych do atmosfery. Wiąże się
to np. z uwolnieniem materii organicznej, która w tej chwili jest zamarznięta
na Syberii. Możemy więc w stosunkowo krótkim czasie wywołać procesy, które dla
ludzkości skończą się bardzo źle. W tej chwili wszystko jeszcze przed nami. Jednak
uniknięcie katastrofy wymaga bardzo dużej liczby zmian, na każdym szczeblu.*Dotyczy
to przede wszystkim sposobu, w jaki żyjemy.
W tym miejscu klimatologom spieszą z
pomocą urbaniści. Jan Gehl w książce „Miasta dla ludzi” zauważa: „powszechnie
wierzy się, że życie w przestrzeni miejskiej jest w głównej mierze kwestią liczby
użytkowników. Ale to tylko jeden z czynników, drugim, równie istotnym warunkiem
życia miasta, jest czas, jaki ludzie spędzają w przestrzeni publicznej. Wiele
osób poruszających się szybko przez
miejską przestrzeń może wzniecić znacznie mniej życia w mieście, niż kilku spacerowiczów”.** By
się o tym przekonać, wystarczy trafić do śródmieścia Dąbrowy Górniczej i np. na
Zieloną.
Jak pisze Gehl, wbrew
ugruntowanemu przekonaniu, szybki ruch to miasto pozbawione życia. Powolny ruch
to miasto pełne życia. I postuluje tworzenie miast zachęcających do jeżdżenia
rowerem i chodzenia pieszo. *** Miast, których mieszkańcy nie spieszą się, żeby ze sobą
skończyć.
*Zob. Areta Szpura, Jak uratować świat?, Warszawa 2019, str. 33