Siedzieliśmy na trójkątnym pochyłym placu, ubrani w
obcisłe, bo po rowerach. Popijaliśmy zmrożoną lemoniadę, patrzyliśmy, a może
nawet - podziwialiśmy. Dookoła dzieci pluskały się w fontannach, na wypełnionych
po brzegi ławkach debatowali seniorzy, matki truchlały, a ojcowie
interweniowali niespiesznie, odganiając ciekawskie potomstwo od wody. Słowem…
nic się nie działo. I wtedy usłyszałem: „Właściwie to mogłabym tu mieszkać.
Wszędzie blisko, dookoła zielono, komunikacja - dobra, trasy rowerowe – jak
nigdzie w okolicy, centrum handlowe - jak wszędzie, a ze znajomymi spotykasz
się na rynku. Czego chcieć więcej!”
I dotarło do mnie, że ostatni raz w Jaworznie, bo o nim mowa, byłem osiem lat wcześniej. Nie tylko byłem, pracowałem tutaj - nad programem, który miał pomóc w doprowadzeniu Jaworzna do zaplanowanej przyszłości. A teraz – cóż za uczucie – tę przyszłość przeżywałem.
Po powrocie do domu zajrzałem do opracowań sprzed lat. Już w roku 2011 mieszkańcy i władze Jaworzna wiedzieli, jak ich miasto powinno wyglądać. Kiedy jaworznicki rynek w najlepsze rozjeżdżały i parkowały na nim samochody, konsultowali projekt „Rynek od nowa”, wyrażali aprobatę dla budowy obwodnicy i, trzeba przyznać ostrożnie, akceptowali tworzenie przestrzeni dla rowerów. Na podstawie tych oczekiwań i gotowych już planów określiliśmy Jaworzno jako „źródło energii” dla: natury, biznesu i kultury. Wokół tak scharakteryzowanych głównych aktywności stworzyliśmy katalog najważniejszych atrybutów i projektów miejskich, które z czasem miały doprowadzić do zmiany wizerunku i umocnienia potencjału Jaworzna. Dla wszystkich było jasne, że kształtowanie miasta jest procesem wieloetapowym i długotrwałym, w którym warunkiem powodzenia kolejnych etapów jest pomyślna realizacja etapów wcześniejszych, a działania wizerunkowe muszą być powiązane z obiektywnymi walorami. Bo nawet najbardziej spektakularne kampanie medialne czy akcje promocyjne mają szansę powodzenia tyko pod warunkiem, że znajdują autentyczne pokrycie w obiektywnych zmianach.
Jaworznicki rynek, całkowicie wolny od samochodów, uznawany jest obecnie za jedną z wzorcowych polskich realizacji dot. przestrzeni publicznych. Drogi rowerowe prowadzące do najważniejszych przyrodniczych i krajobrazowych atrakcji Jaworzna rzeczywiście miejscami przyprawiają o zachwyt (tu zaznaczam, że nie jechałem słynną jaworznicką velostradą, czyli bezkolizyjną trasą rowerową z dwoma pasami ruchu w każdym kierunku), a i same atrakcje, jak park Gródek na Pieczyskach czy Geopark w dawnym kamieniołomie Sodowa Góra, choć do ideału, jak i końca rewitalizacji, jeszcze im daleko – przyciągają mieszkańców, i mnie też się spodobały. Zwłaszcza spacer po krętych pomostach na poziomie turkusowej tafli wody jednego ze zlewisk po dawnym kamieniołomie. Podobnie jak Dąbrowa Górnicza, Jaworzno jest miastem złożonym z wielu dzielnic. Wspominam o tym ze względu na projekt „Miasto siedmiu rynków”, polegający na tworzeniu przestrzeni publicznych będących miejscami spotkań i integrujących lokalną społeczność. Dla porządku dodam jeszcze, że Jaworzno ma bodaj najlepszą komunikację autobusową w regionie. I na koniec, że osiem lat temu nie przyszłoby mi do głowy, że mógłbym tu zamieszkać. Choć w zasadzie już wtedy wszystko było wiadome i można się było zorientować, że pomysł na Jaworzno jest na tyle atrakcyjny i spójny, że po prostu musi się udać.
Od lat to samo dzieje się w Dąbrowie Górniczej, gdzie teraz pracuję. Widzę zaangażowanych mieszkańców, rozumiejących i wspierających potrzebę zmian, widzę spójny plan, dzięki któremu w najbliższych latach mają szansę nastąpić zmiany, które odmienią nasze miasto i widzę samorządowców zdeterminowanych, by te przemiany zrealizować. Z problemami, bo tych nie mają tylko jajcarze zajmujący się wydawaniem agitacyjnych gazetek, ale też z pełnym przekonaniem, że jest się o co starać. I wiecie co – zakończę jak młodzi ludzie, z którymi lada dzień spotkamy się na majówkowej scenie Fabryki Pełnej Życia – totalnie mnie to jara.
I dotarło do mnie, że ostatni raz w Jaworznie, bo o nim mowa, byłem osiem lat wcześniej. Nie tylko byłem, pracowałem tutaj - nad programem, który miał pomóc w doprowadzeniu Jaworzna do zaplanowanej przyszłości. A teraz – cóż za uczucie – tę przyszłość przeżywałem.
Po powrocie do domu zajrzałem do opracowań sprzed lat. Już w roku 2011 mieszkańcy i władze Jaworzna wiedzieli, jak ich miasto powinno wyglądać. Kiedy jaworznicki rynek w najlepsze rozjeżdżały i parkowały na nim samochody, konsultowali projekt „Rynek od nowa”, wyrażali aprobatę dla budowy obwodnicy i, trzeba przyznać ostrożnie, akceptowali tworzenie przestrzeni dla rowerów. Na podstawie tych oczekiwań i gotowych już planów określiliśmy Jaworzno jako „źródło energii” dla: natury, biznesu i kultury. Wokół tak scharakteryzowanych głównych aktywności stworzyliśmy katalog najważniejszych atrybutów i projektów miejskich, które z czasem miały doprowadzić do zmiany wizerunku i umocnienia potencjału Jaworzna. Dla wszystkich było jasne, że kształtowanie miasta jest procesem wieloetapowym i długotrwałym, w którym warunkiem powodzenia kolejnych etapów jest pomyślna realizacja etapów wcześniejszych, a działania wizerunkowe muszą być powiązane z obiektywnymi walorami. Bo nawet najbardziej spektakularne kampanie medialne czy akcje promocyjne mają szansę powodzenia tyko pod warunkiem, że znajdują autentyczne pokrycie w obiektywnych zmianach.
Jaworznicki rynek, całkowicie wolny od samochodów, uznawany jest obecnie za jedną z wzorcowych polskich realizacji dot. przestrzeni publicznych. Drogi rowerowe prowadzące do najważniejszych przyrodniczych i krajobrazowych atrakcji Jaworzna rzeczywiście miejscami przyprawiają o zachwyt (tu zaznaczam, że nie jechałem słynną jaworznicką velostradą, czyli bezkolizyjną trasą rowerową z dwoma pasami ruchu w każdym kierunku), a i same atrakcje, jak park Gródek na Pieczyskach czy Geopark w dawnym kamieniołomie Sodowa Góra, choć do ideału, jak i końca rewitalizacji, jeszcze im daleko – przyciągają mieszkańców, i mnie też się spodobały. Zwłaszcza spacer po krętych pomostach na poziomie turkusowej tafli wody jednego ze zlewisk po dawnym kamieniołomie. Podobnie jak Dąbrowa Górnicza, Jaworzno jest miastem złożonym z wielu dzielnic. Wspominam o tym ze względu na projekt „Miasto siedmiu rynków”, polegający na tworzeniu przestrzeni publicznych będących miejscami spotkań i integrujących lokalną społeczność. Dla porządku dodam jeszcze, że Jaworzno ma bodaj najlepszą komunikację autobusową w regionie. I na koniec, że osiem lat temu nie przyszłoby mi do głowy, że mógłbym tu zamieszkać. Choć w zasadzie już wtedy wszystko było wiadome i można się było zorientować, że pomysł na Jaworzno jest na tyle atrakcyjny i spójny, że po prostu musi się udać.
Od lat to samo dzieje się w Dąbrowie Górniczej, gdzie teraz pracuję. Widzę zaangażowanych mieszkańców, rozumiejących i wspierających potrzebę zmian, widzę spójny plan, dzięki któremu w najbliższych latach mają szansę nastąpić zmiany, które odmienią nasze miasto i widzę samorządowców zdeterminowanych, by te przemiany zrealizować. Z problemami, bo tych nie mają tylko jajcarze zajmujący się wydawaniem agitacyjnych gazetek, ale też z pełnym przekonaniem, że jest się o co starać. I wiecie co – zakończę jak młodzi ludzie, z którymi lada dzień spotkamy się na majówkowej scenie Fabryki Pełnej Życia – totalnie mnie to jara.
Flagi promocyjne „Jaworzno
– źródło energii” na jaworznickim rynku. Osiem lat temu były obietnicą
przemian, dziś je ilustrują.