Plac świecił pustkami, wiało z południa, drażniąc
nozdrza wonią psich odchodów, słońce skrywały
ołowiane chmury, huczały samochody, zgrzytały
tramwaje, ludzie chowali się za przystankowe wiaty
pooblepiane brudnymi plakatami. Nie zapowiadało
się dobrze, ale ruszyliśmy w stronę parku Hallera, na
pierwszy tegoroczny spacer badawczy – nowe śródmieście,
nowe parki, nowe miasto obmyślać. Była
połowa marca 2017 roku, a mnie dopadło deja vu,
myśl nieznośna, że ja to już widziałem, ba – gdzieś
nawet o tym napisałem. I przypomniał mi się tekst
sprzed dziesięciu lat, w którym dałem opis ówczesnego
centrum Dąbrowy Górniczej. Dziś przywołuję go
w skróconej wersji i nieco poprawiony, by nie razić nadmierną dosadnością:
„Proszę stanąć w centrum, na przystanku w kierunku
Gołonoga, tyłem do Pałacu Kultury. A teraz
lecimy: od lewej widać dwa niebieskie przenośne kible
przy postoju taksówek, dalej w prawo i mijamy
trzy tablice reklamowe skutecznie zasłaniające park,
tuż za nimi „kosmiczny” dekiel z piwem, obok jaskrawoczerwona
buda z fast foodem, w głębi blaszane pudła
z przeróżnym dziadostwem (plastikowe kwiaty, znicze,
szmaty), i wreszcie on – DOM HANDLOWY
CENTRUM – absolutne cudo! Z betonu, szkła
i stali. Ale trudno docenić jego funkcjonalne piękno,
bo poobklejany jest reklamami i foliami od parteru aż
po dach. I dalej w prawo. Mijamy tablicę „że Unia coś
tam” i patrzę hen na fasadę byłego kina w brudne paski,
ale jakby nie paski, bo powygryzane jakieś, a pod nimi
syf plakatów, ulotek i śmieci w stalowych czarnych ramach,
a obok... Jest! Nareszcie! – prawdziwa Restauracja
i w dodatku Pizzeria. Ale taka jakaś, jak się do środka
wejdzie, jakaś taka…, a dalej już cały ten plac z pałacem,
co to może i może być, ale dookoła poobwieszany banerami...
Tak i ja kółko zatoczyłem i dalejże do kibelka
niebieskiego, przenośnego, co w samym środku miasta
stoi. I powiadam Wam – nie ma takiego drugiego
centrum miasta na całym świecie, żebyś sobie mógł na
takie g... popatrzeć, a potem spokojniutko, do przenośnego pójść i się załatwić”.
A przecież przez ostatnie 10 lat ciągle coś tu robiono:
remontowano, wymieniano, malowano. Czego zatem
zabrakło? Dla uczestników marcowego spaceru badawczego
odpowiedź na tak postawione pytanie była oczywista
– zabrakło myślenia o tym, że place, ulice, chodniki,
parki muszą, podkreślam – muszą – być miejscami
przyjaznymi dla ludzi. Takimi, w których ludzie dobrze
się czują, do których z przyjemnością wracają, a w porywach
lokalnego patriotyzmu bywają z nich dumni.
Mówił o tym w połowie marca 2017 w Gdańsku Jan
Gehl, światowej sławy duński architekt i urbanista. Swój wykład zaczął od nazwania modernistycznej architektury gównianą (co za zbieżność), by w dalszej kolejności stwierdzić: „Trzeba po prostu brać pod
uwagę to, jakim my – ludzie – jesteśmy gatunkiem.
Przez lata w miastach o tym zapominaliśmy. Uszczęśliwialiśmy kierowców, wieżowce i deweloperów.
A powinniśmy budować miasta na ludzką miarę. Jeśli
przyjrzeć się miastom określanym mianem przyjaznych,
tym, które regularnie przewodzą rankingom
jakości życia, łatwo zauważyć, że słyną one z dobrych
przestrzeni publicznych, a w planowaniu na pierwszym
miejscu stawiają człowieka”.
Dlatego tak ważne są organizowane obecnie konsultacje i działania planistyczne w ramach rewitalizacji śródmieścia Dąbrowy Górniczej. Bez udziału dąbrowian w tym procesie nie będzie przyjaznego miasta. Zachęcam więc do dyskusji w klubach osiedlowych, rozmów o Fabryce Pełnej Życia i udziału w spacerach, nie tylko badawczych. Idzie wiosna, wykorzystajmy to.
Foto, 17 marca 2017.
Park Hallera, centrum Dąbrowy Górniczej, główne przejście podziemne i Plac Wolności, czyli: asfalt, beton, behaton, żelastwo, plastik, śmietnik, chaszcze.