wtorek, 2 lipca 2019

Zielony, pomarańczowy, stop!

Mniej więcej w centrum naszego miasta, jakieś 10 lat temu, wyrósł las. Składa się z 28 słupów, różnej wysokości. Te najniższe – a naliczyłem ich 14 – obwieszono światłami i żółtymi przyciskami dla pieszych. Na słupach średniej wielkości i takich z metalowym ramieniem wyciągniętym nad jezdnią też pozawieszano światła, niekiedy po dwa na jednym ramieniu, w sumie 26 zestawów. Na słupach najwyższych zatknięto kamery monitoringu, jest ich 9. Całość, mieniącą się zielonym, pomarańczowym i czerwonym, uzupełniają – i ubarwiają – słupki ze znakami drogowymi. Tych ostatnich, zaskoczony rozmiarem odkrycia, nie policzyłem. Policzyłem za to, jak długo trzeba czekać na zielone światło, by przejść z jednej strony ulicy na drugą. Wyszło mi półtorej minuty, które w czerwcowym upale dłuży się w nieskończoność. Tym bardziej, że na przejściu dla pieszych zlokalizowanym 87 metrów poniżej opisywanego miejsca tego problemu nie ma, bo nie ma świateł. Identycznie jest na przejściu dla pieszych położonym 150 metrów powyżej. Tam też nie zamontowano sygnalizacji świetlnej, a to sygnał, że przejście przez jezdnię przebiega zdecydowanie sprawniej.

Światła z najbardziej ruchliwych skrzyżowań ostatnio wyeliminowano w Sosnowcu. Mnie osobiście najbardziej cieszy ich brak wokół sosnowieckiego ślimaka. Dawno temu, jako świeżo upieczony kierowca srebrnego cinquecento, zaliczyłem w tym miejscu stłuczkę. Powodem było czerwone światło, które jakoś tak nagle się przede mną zaświeciło. Wyhamowałem. Jadący za mną autobus tego nie zrobił. 11 sygnalizacji świetlnych zlikwidowano też w centrum Krakowa. Na Kongresie Regionów opowiadał o tym Łukasz Franek, dyrektor krakowskiego Zarządu Transportu Publicznego. – Początkowo wyglądało to niepokojąco, ludzie podjeżdżali lub podchodzili do dobrze znanego skrzyżowania i nie bardzo wiedzieli, co ze sobą zrobić. Ale ten chaos po niedługim czasie przekształcił się w harmonię. Teraz wszyscy: piesi, tramwaje, auta, na równych prawach korzystają z przestrzeni. Co więcej – ruch stał się bardziej płynny. Przy czym tu nie chodzi tylko o mobilność, a o przestrzeń. Chcemy zapewnić ulice, po których da się przemieszczać, ale też wyjść z psem, z dziećmi, posiedzieć na ławce – mówił dyrektor ZTP. Jednocześnie przypominał, że podstawa to dobry transport publiczny: w Krakowie tramwaje jeżdżą co 7,5 minuty, bo jak wyliczyli urzędnicy, wtedy pasażerowie nie sprawdzają rozkładu jazdy. Równolegle miasto chce podwyższyć opłaty parkingowe do 9 zł za godzinę. – Obecne ceny są charytatywne. Nie można bać się powiedzenia mieszkańcom, że przestrzeń w centrum kosztuje. Uporządkowaliśmy parkowanie, ograniczając 25 proc. miejsc i przeznaczając na przestrzeń publiczną – wyjaśniał Franek. – Była głośna dyskusja, były msze święte przeciwko zmianom, ale po roku większość osób jest za. Ale wróćmy do dąbrowskiego lasu słupów. Zobaczymy tu samochody, które stoją, przejeżdżają kilkanaście metrów i... znowu stoją. Zobaczymy pieszych, którzy podchodzą do słupków, dotykają żółtych pudełeczek z napisem „proszę dotknąć”, stoją, nadal stoją, więc ponownie dotykają przycisków i wreszcie przechodzą... na pas zieleni pomiędzy jedniami. Następnie podchodzą do kolejnych słupków, uprzejmie dotykają żółtych pudełeczek, po czym znowu stoją... 

To i my bądźmy uprzejmi. Światłom poustawianym pod dyktando nieżyciowych przepisów, ciemnym i wilgotnym przejściom dla pieszych, stromym kładkom, obskurnym barierkom rozsianym po całej Dąbrowie – czas podziękować.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz