poniedziałek, 1 października 2018

Drzewo aktywności

Za nami kolejne święto dąbrowskich organizacji pozarządowych – Festiwal Ludzi Aktywnych w Fabryce Pełnej Życia. Kogóż tam nie było! Kucharze i pszczelarze, muzycy i społecznicy, seniorzy i instruktorzy, panie z kół gospodyń wiejskich i panowie z klubów miejskich, turyści, cykliści, artyści... Przyznam, że obserwowałem to wielobarwne zgromadzenie z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony – jestem pełen uznania, ba – podziwu, dla społecznego zaangażowania części dąbrowian, dla ich umiejętności, profesjonalizmu, z drugiej – mam pełną świadomość, że stanowią ledwie garstkę lokalnej społeczności. Jeszcze bardziej blado rzecz wygląda, jeśli porównać dzisiejszą aktywność mieszkańców z tą, jaką przejawiali obywatele Dąbrowy Górniczej w pierwszych dziesięcioleciach XX wieku, gdy przynależność do organizacji politycznych, społecznych, kół samokształceniowych, gimnastycznych czy turystycznych była naturalna jak złoża z takim mozołem dobywane w dąbrowskich kopalniach. Karty monografii, wydanej z okazji setnej rocznicy nadania praw miejskich Dąbrowie Górniczej, pełne są ich nazw i opisów działalności. Temat rzeka i koniecznie trzeba do niego wrócić. Mam nadzieję, że okazji nie braknie. A teraz, jak niektórzy mawiają – do brzegu!

Zawsze grupa ludzi, którym się nie chce lub nie mogą się aktywnie angażować w życie miasta, w proces jego ulepszania, stanowić będzie zdecydowaną większość. Oni oczywiście liczą na zmiany i cieszą się (poza specyficznymi wyjątkami), jak przestrzeń ich życia się  poprawia. Oczekują jednak, że stanie się to bez ich udziału, wysiłku, pomysłów. Dlatego rolą urzędników jest wychodzenie z inicjatywą, stawianie pierwszych kroków czy też zaskakiwanie rozwiązaniami, o których nikt wcześniej nie myślał poważnie.

Mnie ostatnio zachwycił Park Krakowian. Otóż, każdy krakowianin, któremu urodzi się dziecko, może upamiętnić tę chwilę posadzeniem drzewa. Wystarczy tylko w odpowiednim momencie kliknąć rezerwację, wyrażając chęć wzięcia udziału w projekcie. Od tego momentu do akcji wkraczają urzędnicy. Wybierają odpowiednie lokalizacje, przygotowują miejsce sadzenia, kupują drzewa, projektują i przygotowują tabliczki pamiątkowe, a na koniec – pomagają w sadzeniu drzew. W efekcie powstają zalążki wyjątkowych parków, które cieszą nie tylko szczęśliwych rodziców, dziadków czy całe rodziny biorące udział w sadzeniu drzew, ale wszystkich mieszkańców. Warto dodać, że krakowski projekt realizowany jest na działkach wcześniej zaniedbanych, które przekształcane są w miejsca szczególne. Takie, z którymi sentymentalna wieź pozostaje na całe lata.*

W ten sposób urzędnik odrywa się od biurka, stając się współuczestnikiem bodaj najważniejszego wydarzenia w historii lokalnej społeczności – narodzin jej nowego uczestnika. Przede wszystkim jednak tworzy się społeczny kapitał – dziś przez większość badaczy zgodnie określany jako najważniejszy czynnik determinujący rozwój miast. Bo tylko miasta, których mieszkańcy są aktywni, kreatywni i zaangażowani, mogą się rozwijać i przyciągać utalentowanych ludzi. Wniosek z tego taki, że mamy solidną lekcję do odrobienia. Wszyscy, bez wyjątku: wszechwiedzący urzędnicy, multieksperci z profili społecznościowych gotowi na krytykę wszystkich i każdego w dowolnej porze dnia i nocy. I Ty, którego to wszystko po prostu „nie obchodzi”...

* Zob. Piotr Kempf. Zielony wymiar miejskiego szczęścia. W: Miasto na plus. Eseje o polskich przestrzeniach miejskich, Kraków 2017, s. 97.